Baltazar Autobiografia – Sławomir Mrożek

porownywarka cen ksiazek 1 1024x127 - Baltazar Autobiografia - Sławomir Mrożek

Baltazar Autobiografia 216x300 - Baltazar Autobiografia - Sławomir MrożekZe wstępu Antoniego Libery:

„Sławomir Mrożek w słowie wstępnym i zakończeniu tej książki powiada, iż spisywanie wspomnień podjął w celach terapeutycznych. Chodziło o to, aby za pomocą metodycznego drążenia pamięci i przelewania na papier zawartych w niej przeżyć, obrazów i myśli pokonać afazję (utratę zdolności posługiwania się językiem, zarówno w mowie, jak w piśmie), którą został on dotknięty w wyniku udaru mózgu.
[…]
Ludzie dotknięci afazją, a także pokrewnymi przypadłościami, takimi jak amnezja czy syndrom Alzheimera, zdają się stanowić dla niego zaledwie wyostrzony przypadek… normalnego ludzkiego losu. Chodzi o to, że człowiek, z natury rzeczy

przobrażając się w czasie, traci, i to nie raz, samego siebie; wielokrotnie przestaje być tak zwanym sobą. 'Tak zwanym’, bo gdy się zastanowić nad sensem tego zaimka, zaczyna się on 'rozmywać’; staje się, jak określa to pisarz przy innej okazji, 'lingwistyczną ułudą’.

Inaczej mówiąc, Sławomir Mrożek, którego zresztą zawsze zajmowała kwestia tożsamości (narodowej, społecznej, kulturowej), z godną podziwu odwagą i determinacją wykorzystał przypadek własnej choroby do podjęcia zasadniczego problemu człowieka, jakim jest samoidentyfikacja jednostki. Co rozumiemy, mówiąc o sobie 'ja’? Co to właściwie znaczy, że czujemy się 'sobą’? Czy jest to stan ciągły, czy zmienny, a jeśli zmienny, to, co podlega zmianie? Co jest podstawą naszej tożsamości, którą wiążemy z naszym imieniem i nazwiskiem?

[…] Pisarz mówi o tym najzwyczajniej, jak jest to tylko możliwe.

[…] Pod koniec tego raportu o życiu Sławomira Mrożka jego autor opowiada o śnie, jaki miał w Paryżu w grudniu 2003, w półtora roku po przebytym udarze. To właśnie w tym śnie poznał on swoje nowe imię i 'usłyszał’ zapowiedź 'dalekiej podróży za granicę’. Nie ma powodu wątpić w szczerość tego wyznania; nie wydaje się, aby piszący wymyślił ten sen dla celów kompozycyjnych, a zwłaszcza dobrał sobie imię. Nie jest ono jednak pospolite ani mało znaczące. Nieodparcie kojarzy się z ostatnim królem Babilonii, a przez to ze słynną przepowiednią podczas mitycznej uczty. Chodzi oczywiście o biblijne 'mane, tekel, fares’, wypisane na ścianie tajemniczą ręką. Przypomnijmy, co znaczą te słowa:

Policzono, zważono, rozdzielono. Policzył Bóg królestwo twoje i kres mu położył. Zważony jesteś i znaleziony za lekkim. Rozdzielono królestwo twoje i dano je Medom i Persom.

Baltazar vel Sławomir Mrożek dokonuje w tej książce bilansu swego życia (’liczy’) i ocenia samego siebie (’waży’). Ponieważ zaś nie posiada żadnego królestwa i nie ma czego dzielić, d z i e l i s i ę tym, co ma, czyli swoją mądrością. A mądrość ta powiada: to, co nas scala, to pamięć i mowa. Oto jedyne królestwo człowieka.”

Źródło: noir.pl

Sławomir Mrożek
BALTAZAR. Autobiografia
Oficyna Literacka „Noir sur Blanc”, Warszawa, marzec 2006
120 x 170, 260 ss., miękka lub twarda oprawa
ISBN 83-7392-138-9
noir.pl

Książka nominowana do Nagrody „Nike 2007”.

Zobacz również: „Mrożek podwójny lub obrzędy powrotu” – o książce Baltazar. Autobiografia pisze Adam Poprawa, „Twórczość”, listopad 2006.

KSIĄŻKA JAK LEKARSTWO

Ta książka miała być lekarstwem. Sławomir Mrożek przeszedł przed pięcioma laty ciężki udar mózgu. Jego następstwem była utrata zdolności mówienia i pisania. Z czasem pisanie właśnie zalecono Mrożkowi jako terapię ułatwiającą powrót do normalnego funkcjonowania. Dramatopisarz zaczął więc notować dzieje burzliwego życia – w ten sposób uczył się siebie, pisania, własnej pamięci. Te zapiski złożyły się na niezwykłą książkę.

Baltazar… nie jest oczywiście wyczerpującą biografią. Mrożek nie opisuje całego życia po kolei i ze szczegółami, sam istnieje na kartach Baltazara… po prostu jako człowiek, właściwie nie istnieje tu jako wzięty na całym świecie dramatopisarz. Próbuje raczej notować osobiste obrazy, które pozostały mu w pamięci, czasem jakieś ważne prywatne wydarzenia, częściej po prostu atmosferę, w której był zanurzony. Tę metodę pisarską, chociaż pewnie przyszła ona bezwiednie, raczej nie była planowana, dobrze streszcza taki opis: „W maju dostałem zapalenia ucha środkowego, potem moja siostra wbiła sobie w oko nożyczki, a długo oczekiwane lądowanie wojsk sprzymierzonych w Normandii nastąpiło dopiero 6 czerwca 1944 roku”. W tym sensie Baltazar… jest raczej historią życia niż historią efektownej kariery.

Wspominanie zaczyna się tu od lat najwcześniejszych – od Prokocimia, w którym początkowo mieszkali rodzice pisarza, przedwojennego Krakowa, do którego niebawem mieli się przeprowadzić, lat okupacji, które spędził w Borzęcinie. Sporo miejsca Mrożek poświęca rozmaitym powojennym perturbacjom – studiom na architekturze, które szybko przestały go zajmować, przyjaźniom, m.in. z Leszkiem Herdegenem, niemądremu debiutanckiemu reportażowi o Nowej Hucie opublikowanemu w „Przekroju”, swoim pierwszym krakowskim mistrzom literackim z Domu Literatów na Krupniczej, pisaniu w „Dzienniku Polskim”. Także krótkotrwałej, naiwnej wierze w komunizm, o której pisze tak: „Mając 20 lat, byłem gotowy na przyjęcie każdej propozycji ideologicznej bez zaglądania jej w zęby, byle tylko była rewolucyjna. (…) I tak miałem szczęście, że nie urodziłem się Niemcem, rocznik – powiedzmy – 1913. Byłby ze mnie hitlerowiec, ponieważ technika werbunku była tak sama”.

W Baltazarze… znajdziemy oczywiście fragmenty, w których mrożkowskie poczucie humoru daje znać o sobie, jak choćby scena lektury „Kalendarza robotniczego 1949 roku”. Tekst był nudny i Mrożek nic z niego nie zapamiętał. Poza jednym: „Bolesław Bierut urodził się w Rurach Jezuickich”.

Jeśli jednak Baltazar… jest książką niezwykłą, to chyba dlatego, że najczęściej pojawia się w niej ton charakterystyczny dla człowieka dojrzałego – to ton spokoju i zgody na bieg zdarzeń taki, jaki jest. Sławomir Mrożek, nawet w latach największych sukcesów teatralnych, uchodził za absurdystę, młodego krakowskiego rysownika i autora humoresek uważano w latach 50. po prostu za satyryka, nawet w języku potocznym o szczególnych głupstwach przyjęło się mówić, że „są jak z Mrożka”. Tu zaś obcujemy z niemal nieznanym i zaskakującym obliczem pisarza. Właśnie sceny serio robią największe wrażenie, m.in. wspomnienie trwożliwej nocy, kiedy ojciec mówi mu o poważnej chorobie matki, czy ostatnie szpitalne odwiedziny – wspomnienie krótkiego spotkania z matką umierającą na gruźlicę.

 

SZUKASZ INNEJ KSIĄŻKI? 

WPISZ TYTUŁ  LUB AUTORA LUB TEMATYKĘ:

 

Ten post ma jeden komentarz

  1. tarech s.

    To wstrząsające kiedy pisarz tarci zdolność pisania. Co może być gorszego? Z tego już się Mrożek nie podniósł.

Zostaw komentarz! Oceń książkę! Poleć ją innym czytelnikom!