You are currently viewing Klucz do Kaczyńskiego Krasowski Robert

Klucz do Kaczyńskiego Krasowski Robert

porownywarka cen ksiazek 1 1024x127 - Klucz do Kaczyńskiego Krasowski Robert

Klucz do Kaczyńskiego Krasowski Robert
Książka opisuje karierę Jarosława Kaczyńskiego do dziś. Kto sądzi, że o Kaczyńskim wie wszystko, książkę czytać będzie z rosnącym zdziwieniem. Zobaczy inną postać, niż znał do tej pory. Inaczej też spojrzy na całą polską politykę.

Jarosław Kaczyński nigdy nie chciał rządzić, nie miał takiej potrzeby. Nie kusił go żaden z wymiarów władzy – ani nie chciał się napawać jej posiadaniem, ani nie miał ambicji zmiany rzeczywistości własnymi rękami. Stworzył kilka projektów głębokiej zmiany realiów, ale nie on był ich adresatem, lecz jego brat. W rodzinnym podziale pracy Lech był przeznaczony na władcę, on miał zmieniać Polskę, Jarosław miał być szefem jego politycznego zaplecza oraz głównym doradcą. Gdy brata zabrakło, spełniał się w roli psa ogrodnika. Odganiał innych od czegoś, czego sam nie lubił.

A co lubił? Jarosław nigdy nie marzył o władzy, zawsze marzył o partii. Ale nie tylko. Chciał być także liderem opinii. Jego potrzeba umysłowej dominacji jest tak silna, że najkrótsza charakterystyka Kaczyńskiego brzmiałaby następująco: jest politykiem, który nie chce władzy, nieopanowanie natomiast pragnie dożywotniego miejsca w polityce (czyli partii) oraz intelektualnego przywództwa.

Jego metodą uprawiania polityki jest permanentna wojna. Bez wojny Kaczyński nie byłby Kaczyńskim. Kto opisuje jego działania za pomocą poglądów, nie zrozumie niczego. Żmije gryzą nie dlatego, że mają poglądy, ale ponieważ mają zęby. Kaczyński się bije, bo tylko wojna pozwala mu przeżyć. Światem sytego triumfu nie potrafi rządzić. Gdy wychodzi słońce, Kaczyński jest brzydki, gdy trwa burza, wydaje się wielki. Dlatego bezustannie tańczy o deszcz.

Sam jest ascetą, ale karmił żarłoków, aby dalej pozostać szefem partii żarłoków. Mając władzę nad państwem, karmił państwem partię po to, aby utrwalić swoją władzę nad partią. Kaczyński robił wszystko, aby jego partia zdołała się najeść aż do przesytu, aby poczuła, że jej szef jest najlepszym żywicielem na świecie. Dał zielone światło na skalę eksploatacji państwa, jakiej w III RP nigdy nie było. To było Wielkie Żarcie.

Kaczyński wdarł się do polskiej polityki nie po to, aby być sprawczym, ale niezależnym. Nie chciał być królem, nie chciał kanclerzem, nie chciał hetmanem. Chciał być magnatem. Partia była dla niego królestwem własnej woli. Chciał sprywatyzować fragment polityki, uczynić go swoją własnością. I osiągnął to. Wszędzie jest tak, że to partia posiada lidera, on stworzył partię, w której lider jest właścicielem.

Cały system władzy ustawił pod własne potrzeby, pod własny komfort, pod osobisty kaprys bycia dożywotnim liderem. Pozostał spójną naturą, nie interesowała go władza nad państwem, a tylko partia oraz władza nad umysłami. Ciekawa była ekspresja tej drugiej potrzeby, ambicji lidera opinii. Kaczyński zrobił z państwa gazetę. Ideologiczna polemika stała się językiem, jakim państwo komunikowało się ze społeczeństwem. Wszystkie instytucje, wszystkie ministerstwa głosiły poglądy prezesa – o złych elitach, o zdradzieckim Berlinie, o zmierzchu Zachodu, o kryzysie wartości, o roli Kościoła, o zagrożeniach ze strony LGBT. Wszystkie polemizowały z liberalnymi elitami, z liberalnymi mediami. Publicystyka stała się językiem państwa, państwo stało się imperium medialnym głoszącym myśli Kaczyńskiego. Minister kultury krzewił poglądy Kaczyńskiego na kulturę, minister edukacji jego poglądy na edukację, minister spraw zagranicznych jego opinie na temat Berlina czy Brukseli. Państwo zostało zideologizowane, obowiązywała jedna mantra ideowa, a jej powtarzanie zajmowało więcej czasu niż opowieść o realiach rządzenia. Państwo stało się wielkim resortem propagandy. To był codzienny język władzy, nakierowany pod jedną osobę. Państwo nie próbowało zmieniać świata, ale opisywało świat tak, jak go widział Kaczyński. Nie walczyło z Berlinem, a tylko go krytykowało, nie deptało liberalnych norm, ale z nich szydziło, nie walczyło z imigracją, ale ją potępiało, nie prowadziło katolickiej krucjaty, ale zwalczało idee sekularyzacji. Państwo nie było narzędziem, którym Kaczyński chciał swoje poglądy wcielić w życie, ale słupem ogłoszeniowym, na którym wywiesił swoje poglądy.

SZUKASZ INNEJ KSIĄŻKI? 

WPISZ TYTUŁ  LUB AUTORA LUB TEMATYKĘ:

 

Zostaw komentarz! Oceń książkę! Poleć ją innym czytelnikom!