Zachwyt oryginalnością metafor, potencjałem wyobraźni bądź językową przewrotnością. Tworzy poezję dialogu i półtonu. (…) Ten twórca nie bawi się poezją, nie bawi się też w poezję. Co więcej, jego wiersze, także z najnowszego zbioru, nie zamierzają uwodzić czytelnika – próbują z nim rozmawiać. To rzadkość w poezji współczesnej.
Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak
• Bonowicz zdaje sobie sprawę z tego, że częste używanie pewnych słów ujmuje im mocy (napisał nawet o tym wiersz) – jego dzieła są ascetyczne. Używa prostych słów, ale łączy je w sposób nowatorski, zupełnie niespodziewany. Następuje kondensacja słowa w słowie, zwyczajne słowo nabiera nowego znaczenia. […] Wiersze Bonowicza przy pierwszym czytaniu sprawiają […] wrażenie niepowiązanych ze sobą w żaden sposób kresek, jednak przy wnikliwej analizie tworzą całość, morze pełne znaczeń.
Marta Grabowska
• Poezja, która ożywia naszą intuicję, nie zdarza się często. Tym bardziej więc zasługuje na uwagę.
Marta Tomczyk
• Wolność jest mrzonką, nie tylko z powodu jej nierealności, ale również dlatego, że nie spełnia pokładanych w niej nadziei: “Pieśń uciekinierów jest dzika, nieszczęśliwa (“Region”)”. Co ważne konkluzje tego typu nie do końca mogą oznaczać klęskę. Jeśli przyjmiemy punkt widzenia religii chrześcijańskiej, z jej oddaniem siebie Bogu, wtedy zupełnie inaczej brzmią takie oto słowa, kończące “Obserwacje polityczne”: “Nie wierzy/ że to co ogranicza twoją wolność/ z czasem może stać się/ jej częścią”.
Sławomir Kuźnicki
• W konsekwencji zbiorek Bonowicza zdaje się szukaniem uzasadnień tak dla poezji, która nie chce być zniekształconym echem swoich dawnych możliwości, jak i dla życia, które nawet jeśli nie wierzy we własną wypowiadalność – musi mówić. (…) Po swojemu odpowiedział na pytanie o to, co może wiersz. Stwierdził przytomnie, że wiersz niekiedy musi narodzić się i zaistnieć w takiej postaci, jaka została mu poniekąd dana. Jest przecież formą emocji, emocją wcieloną. Byłby to dobry powód, żeby poeta wybaczył sobie poezję, jak zakochany musi wybaczyć sobie miłość – choćby nie wiadomo jak dobrze wiedział, że nie ma na nią słów świeżych i własnych.
Piotr Śliwiński
SZUKASZ INNEJ KSIĄŻKI?
WPISZ TYTUŁ LUB AUTORA LUB TEMATYKĘ: